Nasz Tarocik
Sama nie wiem jak to sie stało ze zdecydowaliśmy się na budowę domu... decyzja spontaniczna, nieprzemyślana....ale ciekawa :):):) Mamy wspólny cel....który teraz będzie nam towarzyszył w życiu:)
Tak więc od początku....sprawy papierkowe zajęły nam troszkę czasu, a ze straszne raptusy z nas to materiał na budowę ( mam tu na myśli pustaki) kupiliśmy jeszcze zanim otrzymaliśmy samo pozwolenie na budowę. Pustaki były zakupione w tamtym roku a pozwolenie otrzymaliśmy początkiem tego roku kalendarzowego. I....... tu ciagle sie zastanawiam czy nie będzie problemu z odliczeniem tego materiału, chodzi mi o VAT, gdyż materiał został zakupiony przed otrzymaniem pozwolenia. Gdyby ktoś był w tym temacie zorientowany to bardzo proszę o informacje.
Wszelkiego rodzaju roboty ziemne rozpoczęły się w kwietniu, wtedy to na naszą posesję wkroczył Pan geodeta i wytyczył nam palikami plac budowy. Potem....długo, długo nic...:(:(:(:( przynajmniej mi się wydawało ze długo nic się nie działo. W maju wykopaliśmy fundamenty....oczywiście ręcznie, 3 mężczyzn okropnie się męczyło w te okropne upały...ale dali radę!!!!
Pogoda sprzyjała i za 2 dni udało nam się zalać fundamenty.
Potem przyjechały bloczki betonowe
Patrząc na to zdjecie myślicie pewnie że to będzie garaż??? Ale nie.... to nasz domek, malutki skromniutki Tarocik.
Tak wyglądały fundamenty już z bloczkami, tyle że zabrakło nam ok 10 sztuk aby wymurować wszystko, ale to nie problem
AAAAAAAAA zapomniałam wspomnieć jak to już na samym początku popełniliśmy gafę, otóż kopanie rozpoczęło się we wczesnych godzinach porannych, oczywiscie ze względu na pogodę bo upały wtedy były niesamowite. Więc rano raz, raz szybciutko się odmierzyło co i jak kopac i leciało. Wykopało sie jak miało być, zalało się tez jak miało być, a kiedy przyszło do murowania bloczków to okazało się, że fundament pod komin jest zalany nie z tej strony co powinien!!!!!!! Czyli od strony saloniku a nie od strony kotłowni!!!! Ojjjjj troszkę się zezłościłam, bo wszystko przez ten pośpiech....a już nie wspomnę ze i przez nasze niedopatrzenie
No ale trudno, łopaty dalej poszły w ruch i wykopało się pod fundament z drugiej strony i dolało do poprzedniego. Przy okazji zalało się w betonie 1 grosza :):):) po co ??? ponoć żeby nie było w domu biedy....:):):):) ot jakies takie ....przesądna nie jestem....ale z przyjemnością to uczyniłam:):)
Cóż dalej...... kto wybierał sam ziemię ten wie, co to znaczy.......u nas tak się złożyło, ze mąz musiał na jakiś czas wyjechać i był nieobecny, a ja nie mogłam siedziec bezczynnie i patrzeć na te błotno-gliniane skarpy. Więc za łopate, taczkę i tak codziennie w godzinach wolnych...nie powiem, ze miło...ale tak spędzałam sobie czas....Oj jak sobie przypomnę, to sama się zastanawiam, skad miałam tyle siły i uporu...., ziemię spod fundamentów rozwiozłam sobie po działce, to tu troszke tam a jesli chodzi o wybieranie ziemii ze środka to połowę jakoś mi się udało, a potem to już zaangażowałam kuzyna, bo miałam tego serdecznie dość. Sąsiedzi zaglądali i radzili...niech Pani to zostawi, szkoda zdrowia, ...ale ja z uśmiechem, że nic ponad siły nie robie i daaawaj dalej zapierniczałam z tą taczką
Na zdjeciu bedzie widac kawałek wybranej ziemii i troche żelastwa jakie z niej wykopałam. Wszystko się przyda...złom też kolekcjonuję ...jak się więcej uzbiera...to spienieżę
Póżniej przyszedł czas na oczyszczenie fundamentu, tam gdzie bloczki to lekkie przetarcia miotłą typu "drapaczka" wystarczyły, ale tam gdzie był lany beton niestety w ruch poszła szczotka druciana, szczotka z twardego włosa. nie wiem jak dokladnie to się robie, ale ja starałam się solidnie wyczyscić to z ziemii i gliny. Potem przyszedł czas na podmurówkę brakującej części bloczków w czym pomógł mi mój tatus (dziękuję)...a jeszcze wspomnę ze zabrakło mi 10 bloczków i hurtownia nie chciała mi takiej ilości przywieść na miejsce, więc załadowałam je sobie do swojego malutkiego bzyczka i z duszą na ramieniu czy nie będę za mną szły iskry sama przywiozłam.
Malowanie tym czarnym mazidłem....juz nie pamiętam dokładnej nazwy...disprobit...bądz cos koło tego było całkiem przyjemne, jedyny mankament był taki, że temperatury dochodziły do 35 st C, w środku nie było najmniejszego podmuchu powietrza, przed zabójczym wtedy słonkiem osłaniał mnie mój towarzysz parasol.
Hudraulik - miły Pan z brodą, porozmawiał, wypytał co gdzie będzie sie mieścić....tzn gdzie wanna, prysznic, wc itp....o czym ja nawet nie pomyslałam, ze trzeba juz mniej więcej miec w tym rozeznanie. Umówiliśmy się ze za 2 dni przyjedzie bo wtedy bedzie miał czas.Do końca jeszcze nie byłam zdecydowana, czy chcę zrezygnować z wc pod schodami, miałam okropne rozterki. W sumie i tak nie do końca przekonana co do swoich myśli, powiedziałam co i jak ma być. Jak zadawał konkretne pytania, ja dawałam konkretne odpowiedzi, ale obserwowałam co Pan hydraulik na to. Dużo rzeczy mi tłumaczył i doradził. Ostatecznie stanęło na tym, że w miejscu małego pokoiku na parterze powstała Łazienka przez duże Ł.
A jeszcze muszę wspomnieć, że Pan wykuł dziurki gdzie trzeba a luki zostały. Wiec zapytuję go czy nalezy to jakos usztywnić, pan zasugerował mi piankę, ale że ja takowej nie posiadałam wiec podpowiedział ze można podmurować. Nie wiem czy fachowcy to robią czy nie, w kazdym badz razie u mnie zostały luzy w 1 miejscu. Nie czekając na nikogo, rozrobiłam sobie we wiaderku cement i załatałam te ubytki. Jak wyszło tak wyszło, grunt że usztywniłam.
Piasek - trzeba było sie określić ile potrzebuję...wiec cos porachowałam i zamówiłam. Czekałam na 1 Pana 3 dni, ale że był czas kombajnowania, Pan miał zajęcia w polu zapewne bardziej opłacalne i nie miał czasu na duperele typu wozenie piasku. Więc zamówiłam piasek w innym miejscu, cierpliwie stałam przy bramie i wypatrywałam wielkiego wozu. Przyjechał i przywiózł...nie tylko ja się z tego ucieszyłam:):)
Połowę piachu rozrzuciłam sama...... a potem miałam ochote siąść i płakać....pan który przywiózł piasek wyciągnął mi część rur od kanalizacji gdyz czesc piasku chciał wsypac wewnątrz fundamentu, a to groziło połamaniem tych rur. Potem trzeba było odkopać te miejsca którędy te rury powinny iść. Był już wieczór, odkopałam, usadowiłam na odpowiedniej wysokości, komary nie miały nade mną litości, posmarowałam rury płynem do naczyń ( zaobserwowałam to u Pana hydraulika, ze tak robił )... i d...a nic...............nie mogłam ich wsadzic. Nie śmiać się...celowałam dobrze ale po prostu nie miałam wystarczajaco dużo siły aby to wsadzić. Do domu wrociłam zła...nazajutrz rano wykonałam 1 telefon z prosbą aby kolega na 5 minut przyjechał do mnie na działkę aby w czymś mi pomóc. Oczywiscie przyjechał....i 5 minut to chyba za dużo....cała czynność trwała kilka sekund...ale i tak byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. A i on miał satysfakcję, że umie dobrze wsadzać bez podtekstów proszę
Tak to wyglądało zasypane piaskiem